Menu
„Wiatr od morza – retrospekcja” - wernisaż

„Wiatr od morza – retrospekcja” – wernisaż

Szczecin, 11.02.2017

Może zacznę trochę nietypowo, znienacka trochę, od pleców, od tyłu.

Upłynęła już dobrze, (a nawet bardzo dobrze), ponad godzina od rozpoczęcia wernisażu, a wciąż osób kilka, w grupach stało i dyskutowało …ot tak, zwyczajnie.

A wino wyszło i ciasto się skończyło, a oni trwali – nie rozumiem ich.
Przez moment, będąc w pewnym oddaleniu, tuż przy oknach, obserwowałem odbicie tych osób. Jak w zwierciadle kiepskiej jakości. Trochę nieostre, trochę malarskie, podwójne trochę. Z nałożoną ceglaną strukturą przeciwległego kościoła. Do uszu dochodził mnie dźwięk rozmów, emocji w słowach, czasami śmiech, dopełniając niby zaokienny obraz. Jak łatwo i przyjemnie przejść w inny świat, równoległy, przecież teraźniejszy tu i teraz, a jednak tam i gdzieś…

Opuszczałem – nie, nie opuszczałem, wychodziłem z wernisażu jako jeden z ostatnich. Pomyślałem wtedy sobie „powinienem przyjść w to miejsce za kilka dni, kiedy będzie pusto, gdy „światła rampy zgasną”, gdy tłum przestanie szumieć, gwar zamilknie, gdy cisza i spokój znajdzie chwilę na zastanowienie. Bo mimo, iż znam te zdjęcia dobrze, bo pomagałem w wyborze, bo oglądałem i przeglądałem po wielokroć, chciałbym na spokojnie poprzebywać z każdą z tych fotografii. Zajrzeć w głąb, do środka, czy też obok, ciekaw co też wyobraźnia dopowie.

Chciałbym.

W tej dzisiejszej współczesności – pośpiesznej, w natłoku obowiązków, zdarzeń, informacji wykrzyczanych prosto w twarz i niemalże od razu zapominanych z kolejnym krzykiem.

Chciałbym trochę spokoju, zastanowienia, odmiany.

Chciałbym wydobyć z siebie, stojąc przed każdą z tych fotografii, jakąś myśl, jakąś opowieść. I nie ważne jaką, mądrą czy głupią, z sensem czy bez, prawdziwą czy z innego kontynentu. Ważne by swoją, czysto swoją, bez ciężaru zewnętrzności.

Chciałbym.

„Wiatru od morza”

A teraz trochę prozy, coś od przodu, po naszemu negatyw – czyli podstawa fotografii – czyli pozytyw. Informację o możliwości wystawienia się w Trafostacji Sztuki, jako STF otrzymaliśmy dość późno. Dano nam do dyspozycji piękną salę i około półtora tygodnia na określenie tematu wystawy, przygotowanie jej i powieszenie ram ze zdjeciami. Niemalże od razu wraz z Tomkiem Seidlerem przyszedł nam do głowy „Wiatr od morza”. Był to konkurs bardzo mocno powiązany i osadzony (wyszedł zakład karny, brak tylko, skazany) i skazany już w tradycji STFu. Wciąż słyszymy wspomnienia o nim oraz chęci reaktywacji. I, co istotne w archiwach posiadamy duży i w miarę opisany – choć pewnie niepełny – zbiór prac z wszystkich czterech edycji tego konkursu. Było trochę – pośpiechu, zamieszania, paniki, chaosu przy odszukiwaniu, wyborze, oprawianiu i tłuczeniu szyb od ram, instalowaniu prac – pracy. I przyjemności też, może i najwięcej. Okazało się przy tym (zresztą nie po raz pierwszy), że jesteśmy i potrafimy być razem jak taki Groupon w STFu potrzebie.

Godzina 0, znaczy 17:00, 11 lutego 2017 roku…

Wernisaż!!

Słowo a raczej wydarzenie bardzo ważne w życiu każdej organizacji artystycznej, czy też artysty. Słowo klucz, słowo symbol, kwintesencja działalności, medal na piersi. Dla nas, dla STFu był to wyjątkowo (w jakże pełnym tego słowa znaczeniu) ważny wernisaż, związany z nie tak dawną, ale już historią naszego stowarzyszenia. Bardzo nam zależało na licznym przybyciu nestorów, uczestników i jurorów z okresu powstania i trwania biennale „Wiatr od morza”. Osób duszą i ciałem związanych z tym konkursem. Około trzydzieści minut przed, stawiliśmy się liczną grupą na miejscu, by, jak przystało na dobrych gospodarzy/nie, pozapinać ewentualne niedopięte guziki, przyszyć oderwane. Czekaliśmy z niecierpliwością i w napięciu w kilka osób. Co prawda informacja poszła wszelkimi możliwymi i dostępnymi nośnikami w eter, ale czy w tak krótkim czasie dotarła do wszystkich, czy współczesny eter spełni swoja rolę?

Jakby mieć taką wirtualną mapę miasta i okolic.
I każdy z uczestników wernisażu byłby oznaczony światełkiem z napisem STF.
I widać by go było na tej mapie.
I szły by sobie te światełka w stronę Trafostacji.
I jedne szybciej, a drugie wolniej.
I te wcześniej, a tamte później. I autem lub tramwajem, i pieszo lub konno.
I pędzone jakby wiatrem, jakby od morza.
I w to jedno miejsce.
Bylibyśmy bardziej spokojni.

Długo nie trwało gdy zaczęły przybywać postacie (światełka) ważne dla nas, STFu i tej wystawy, jak i inne mniej lub bardziej znane, ważne dla naszego miasta. Eter zadziałał! Niektórzy, widać dawno się nie widzieli, niektórzy widzieli niedawno. Tu „cześć”! Tam „cześć”! Cześć za czesiem, czesiowali wszyscy. Czesiowisko – pomyślałem. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem utworzyło się jedne wielkie forum dyskusyjne. Forum Romanum, Trafo Forum. Właściwie, to oficjalnego otwarcia nie musiało być, wszyscy czuli się otwarci, dobrze wprowadzeni, do miejsca, tematu, atmosfery. Ciężko było Tomkowi i Jędrzejowi przebić się przez te forum w pierwszych słowach oficjalnego rozpoczęcia wernisażu wystawy „Wiatr od morza – retrospekcja”. Ale, w kolejnych się przebili.

Nie jestem miłośnikiem oficjalnych przemów, nie przepadam za nimi, są sztywne jak niektóre ramy wystawowe. Ale są, toleruję, bo wiem że musza być, i już.

To otwarcie było inne, bardziej kameralne, koleżeńskie, opowiadające wręcz, z anegdotami i żartami jak w gronie przyjaciół. Bo to było grono przyjaciół, nawet, wino-grono. I co nietypowe, a miłe bardzo, wszyscy przybyli wysłuchali z uwagą i nieukrywanym zaciekawieniem tych, poniekąd oficjalnych przemów.

A przemawiali: Jędrzej Wijas w imieniu Trafostacji oraz Tomasz Seidler, Andrzej Graba Grabowiecki i Timm Stütz z ramienia, z ramion STFu.

Dla mnie najważniejsze, w tej retrospekcji, były dwie rzeczy: jedna to tradycyjny tzw. analogowy sposób powstawania prac i forma wystawionych zdjęć. Forma w sensie różnorodności technik fotograficznych jak i formatu prac, a także egzotyki uczestników. (dla starszych to, np.: Japonia, dla młodszych nieco, np.: NRD czy Litewska SRR). Rozmawiano fotograficznie, ekspresyjnie bardzo. Przede wszystkim o zdjęciach (co wcale nie jest takie typowe) z nieukrywaną nostalgią i emocjami, z chęcią przekazania, przywołania i przeniesienia tamtych czasów na dzisiaj. Przy wielu pracach potworzyły się grupy dyskusyjne z łatwymi pytaniami: jak to jest zrobione? Dlaczego taki format? Co to przedstawia? Odpowiedzi były zdecydowanie trudniejsze – do zrozumienia również, a może głównie. Grupy wychowane na fotografii tradycyjnej w dialogu z pokoleniem cyfrowym. Kto komu zdawał pytania? Domyśleć się nie trudno. Ciągle jeszcze stara wiedza budzi i szacunek i respekt, i ma znaczenie dla nieco młodszych „cyfraków” – to cieszy.

Od postępu nie uciekniemy, nie da się, ale czy to postęp? Przyszłość na pewno.
Fajnie tak od czasu do czasu, czas poprzesuwać.
Bezpośrednio dotknąć i docenić ZA, dla PRZED.

…upłynęła już dobrze (a nawet bardzo dobrze) ponad godzina od rozpoczęcia wernisażu, a wciąż osób kilka w grupach kilku stało i dyskutowało, od tak…

Zapraszam do Trafostacji Sztuki,
do przeniesienia się w czasie, do podróży w świat srebrowych technik.

Bogusz Borkowski, Wiceprezes STF