Konkurs Miesiąca pod tytułem „Bramy szczecińskich kamienic” odbył się podczas spotkania członków i sympatyków STF w dniu 27 października. Tradycyjnie spotkaliśmy się w piwnicy restauracji Stara Komenda.
Impresje słowne z fotografowania
Kilka pytań:
- – definicja bramy – drzwi, wnętrze, klatka, schody?
- – kamienica – przedwojenna, powojenna, czy też współczesna?
- – i zasadnicze 1 – jak wejść do bramy?
- – i zasadnicze 2 – jak sfotografować?
- – i zasadnicze 3 – jak wyjść? bo cało by ciało chciało?
Dobrze, a tak poważnie, było nad czym myśleć. Nie wiem, czy może być lepszy temat dla specyfiki tego miasta, dla specyfiki każdego miasta, które ma kamienice, a te posiadają bramy, bo przecież nie zwykłe klatki schodowe.
Co prawda czas się posunął, zmienił obyczaje. Brama to był klimat, klimat każdej dzielnicy. Spotykali i wystawali w nich charaktery. Sama śmietanka lokalnej kultury. Rozstrzygane w nich były losy świata i aktualnie opróżnianej butelki, wymyślane rozprawy doktorskie z ekonomi – „jak zdobyć kolejny milion” – bo pierwszy opróżniony. Ale bramy pozostały.
Poruszając się po mieście w poszukiwaniu tematu, szukając tychże bram, trzeba było mieć klapki na oczach, a jednocześnie widzieć szerokimi planami, by czegoś ciekawego nie przegapić. Czułem się jak myśliwy, czy też grzybiarz wypatrujący swego celu, gdzie nic innego się nie liczyło. Rozglądałem się obrazami, kadrując w głowie każdą napotkaną bramę. Czułem się prawdziwym fotografem, co pomimo jakiegoś tam doświadczenia, nie zawsze się zdarza. Czułem się fotografem z jasno określonym celem –żadnego rozpraszania jedynie koncentracja, bramowa.
A potem, w każdej z wybranych bram do której udało mi się wejść, wkraczałem w inny świat – trochę traumatyczny, trochę klaustrofobiczny z racji mijających mnie lokatorów z natrętnymi spojrzeniami, czy też pytaniami. A potem, wkraczałem w inny świat, świat tylko mój, fotografa i złuszczonej farby, ukruszonych stiuków, zażółconego spisu lokatorów, schodów skrzypiących, chybotliwych barierek, a czasami i lokatora z dawno zapomnianych czasów. Były też i bramy odnowione, pachnące farbą, błyszczące kafelkami, jasne, bez zadrapań, z domofonem, jak by dopiero co zbudowane, zbyt czyste i sterylne w swym klimacie, przypominające bardziej stylową aptekę niż bramę z przeszłością.
Technicznie, trudne to było fotografowanie. Ogromny kontrast w światłach i cieniach, mała przestrzeń, ciasny kadr, wymagały dużej cierpliwości i czasu, by w miarę zadowolonym wyjść na ulicę, w kolejne bramowanie.
– Bogusz Borkowski